szukanie przyczyn

Uwielbiamy pytać :dlaczego? Już od dziecka nieustannie powtarzamy to pytanie i chcemy znać odpowiedzi na wszystkie pytania: dlaczego niebo jest niebieskie? dlaczego trawa jest zielona? dlaczego pory roku się zmieniają? i dlaczego moje oczy są niebieskie?
W życiu dorosłym wcale nasze tendencje do ciągłego poszukiwania odpowiedzi na nasze "dlaczego" z dzieciństwa wcale nie maleją. Wręcz odwrotnie, coraz więcej mamy nowych "dlaczego", jednak często pozostają one bez wytłumaczenia, bądź raczej bez chęci ich zrozumienia, bo to dwie różne rzeczy. Starzejemy się, dojrzemwamy, zmieniamy, a jednak wciąż naszą pierwszą rekacją na zmianę jest jedno wielkie DLACZEGO? Dlaczego nie dostałem/łam tej pracy? Dlaczego nie udało mi się zdać tego egzaminu? Dlaczego on/ona odszedł/odeszła? DLACZEGO? No i dlaczego chcemy zrozumieć to DLACZEGO? Co tak naprawdę to zmieni? Przecież przeszłości już nie zmienimy...
"Rozpoznanie przyczyn, nieważne- prawidłowe czy błędne, niczego nie zmienia." (Martn Siems, "Ciało zna odpowiedź")
Jeśli poznamy przyczynę to nasz ból nie zniknie niczym za dotknięciem czarodziejską różdżką, nie staniemy się innymi osobami, nie zniknie nasza krzywda, jeśli była wyrządzona. Może pogłębimy naszą naukę, ale takową i tak możemy wyciągnąć z każdego doświadczenia, jeśli tylko chcemy. Jednak pozostając w ciągłym poszukiwaniu przyczyny odcinamy się od naszych uczuć i zamiast skupić się na tym, co właśnie przeżywamy, zrozumieć i nazwać nasze emocje i potrzeby, które zostały zaburzone, ślepo dążymy do zrozumienia. Jednak rozum nie zastąpi emocji, nie pomoże złamanemu sercu. Wszystko przychodzi w swoim czasie, dlatego niech najpierw "przemówi" serce, a później może już rozum będzie spokojniejszy i nie będzie potrzebował odpowiedzi na swoje wieczne "dlaczego".

open your eyes (if you can)


Przeczytałam ostatnio pracę magisterką osoby niewidomej, piszącej o problemach ludzi niepełnosprawnych w Hiszpanii. Autorka pracy zwraca uwagę na to, że to ludzie "normalni" nadawali nazwy ludziom " nie w pełni sprawnym". Zazwyczaj już sama nazwa mówi, czego "brakuje" danej osobie niepełnosprawnej. Najbardziej uderzyło mnie to, że zanim niepełnosprawni zostali niepełnosprawnymi nazywani byli "bezużytecznymi" (inútiles).
Teraz sami zainteresowani zwrócili się z prośbą o zmianę tych wszystkich, niby delikatnych epitetów na określenie "diversidad funcional", co można przetłumaczyć jako różnorodność funkcjonalną. Zwrócili oni uwagę na to, że mogą oni funkcjonować w społeczeństwie i zresztą to robią, tylko że ich funkcjonowanie jest różne od tego przeciętnego, "normalnego". Wystarczy im trudności z jakimi muszą się zmagać każdego dnia, nie chcą cierpieć z powodu wykluczania ich ze społeczeństwa już poprzez samo nazewnictwo.
Często jesteśmy tak mało wrażliwi na problemy, tych którzy żyją obok, ale tak daleko od nas. Nie możemy przecież zrozumieć jak to jest żyć, nie mogąc zobaczyć koloru nieba, uśmiechu na twarzach naszych bliskich. Przechodzimy obok, obojętni, narzekając kolejny raz na cały świat, zapominajać docenić szczęście jakie mamy, jeśli możemy bez pomocy nikogo wyjść do sklepu i kupić nabardziej potrzebne produkty, przygotować obiad.
Rozwijamy wrażliwość i uczmy się doceniać tu i teraz. Cieszmy się tym, co mamy zamiast czekać na tragedię, która uświadomi nam jak cenne i kruche jest życie.
wdzięczność....

praca


"Jobs are more than just paychecks. They are social arenas, spiritual workshops, developmental playgrounds, group therapy, and one of the best tools for learning about ourselves." Stephanie Goddard Davidson, "101 ways to love your job".

Praca to jedna z najważniejszych dziedzin w naszym życiu, to nie tylko źródło dochodu, ale jak pisze cytowana wyżej autorka, to źródło nauki o nas samych i o innych. Jednakże większość osób nie lubi swojej pracy i nie przestaje na nią narzekać. I myślę, że nie jest to wynik wspominanej już wcześniej, polskiej kultury narzekania, tylko po prostu zwykłego niezadowolenia. Wybieramy znane "zło", bo potrzebujemy stabilizacji, dochodu, mając rodzinę na utrzymaniu mówimy, że nie możemy pozwolić sobie na "ekstrawagancję", nie wiadomo jakie "widzimisię" i spełnianie własnych marzeń. W filmie "Up in the air" George Cloney pyta, jednego z właśnie zwolnionych pracowników, ile mu zapłacono, za zrezygnowanie z marzeń. I często tak właśnie się dzieje: wybieramy pewne pieniądze= nudną pracę, niż pracę na własną rękę, rozkręcanie biznesu, czy może mało płatną pracę w organizacji charytatywnej.
Tak czy inaczej jakakolwiek jest nasza sytuacja zawsze możemy ją zmienić. Jak?
Jeśli nie decydujemy się na zmianę pracy, tylko chcielibyśmy poprawić naszą aktualną sytuację możemy spróbować od przypomnienia sobie, dlaczego w ogóle tą pracę przyjęliśmy. Co sprawiło, że wybraliśmy tą, a nie inną ofertę. Co nam się podobało w tej pracy, co w niej lubiliśmy na początku, co ważnego nam oferowała, co dla nas oznaczało przyjęcie, tego stanowiska. W naturze ludzkiej jest szybkie przyzwyczajanie się no nowej sytuacji, zwłaszcza gdy jest to pozytywne doświadczenie. Dlatego warto powrócić do początku, spojrzeć tymi samymi oczami, co wtedy i zrozumieć tą decyzję ,ten wybór.
Do dalszej pracy zapraszam na moich autorskich warsztatach: "twoja praca w zgodzie z tobą" .

wpływ


Mamy tendencję nie tylko do przesadnego marudzenia ( nie tylko jako naród- o czym szeroko pisze mój ulubiony psycholog Bogdan Wojciszke, omawiając "polską kulturę narzekania"), ale i do przesadnego zamartwiania się. Martwimy się wszystkim: dziurą w swetrze, dziurą ozonową i tą budżetową też. Poza tym to martwi nas zdrowie, dzieci, praca, rodzina, sąsiedzi, przyszłość i przeszłość, mimo że dawno minęła i nie wróci, też. I co z tego mamy? Ponoć, znów powołując się na Wojciszkę, narzekanie wcale nie pomaga, nie pełni funkcji katharsis, także wbrew temu, co mogłoby się wydawać logiczne narzekanie nie przynosi nam ulgi. Zamartwianie natomiast może przysłużyć się do podjęcia działania. Stephen Covey namawia do bycia proaktywnym i działania w naszym "kręgu wpływu" zamiast w "kręgu zmartwień".
Krąg wpływu- to wszystko to nad czym mamy bezpośrednią kontrolę, co leży w zasięgu naszego działania i co możemy zmienić. Np. nastrój czy nasze nawyki.
Krąg zmartwień- czyli wszystko to, co jest poza naszą kontrolą, co nie zależy od nas i czego nie możemy bezpośrednio zmienić. Jednak mimo bezpośredniego wpływu na daną sytuację, zmartwienie, mamy wpływ na naszą reakcję i naszą postawę wobec zaistniałej sytuacji.

Tak więc warto zastanowić się na co wykorzystujemy naszą energię. Co możemy w danej sytuacji zmienić, a co nie jest zależne od nas. Może nam w tym pomóc prosty rysunek obydwu kręgów. Możemy zacząć od wypisania listy rzeczy, które nas martwią, a później przyporządkować je do każdego kręgu. Może dzięki temu zyskamy czas i energię, żeby zająć się rzeczami naprawdę dla nas ważnymi i zależnymi tylko od nas.

Rozstania


Czasem, zwłaszcza gdy robimy porządki, przerzucamy nasze "skarby" z jednego konta w drugi, nawet nie myśląc dłużej, nad tym, czy rzeczywiście jeszcze kiedyś będziemy czerpać jakąkolwiek korzyść, z danego przedmiotu. Dlaczego tak trudno nam się rozstać z ukochanym misiem, czy zużytą już dziecięcą kurteczką?
Zazwyczaj w takiej sytuacji po prostu nie potrafimy rozstać się z nami samymi z tamtych czasów. Tęsknimy, by znów być dzieckiem, by znów czuć się tak jak wtedy, zanim zdarzyło się to i tamto. Przywiązujemy się do przedmiotów, tak myślimy, a tak naprawdę tkwi w nich cząstka nas. Pamiętamy uczucia, myśli, zapachy, to co nas otaczało i jak się dzięki temu czuliśmy i myślimy, że to wszystko za sprawą właśnie "tego" przedmiotu.
Gdy rozstajemy się z naszymi bliskimi nie myślimy nawet, że może trudność z jaką nam przychodzi pozwolić komuś odejść, wynika z naszych przyzwyczajeń. Nie chcemy zaakceptować, że tęsknimy za tym, jak czuliśmy się przy tej osobie, jacy byliśmy MY SAMI, przecież to byłby czysty egoizm, a tego w naszej kulturze się nas nie uczy, wręcz odwrotnie. Oczywiście jesteśmy "stadni", ale warto też wiedzieć, gdzie zaczyna się Ja, a gdzie kończy się MY. Jaki/a jestem, gdy jestem sam/a, a gdy jestem z nim/nią?