Krytyka...jak sobie z nią radzić?

Ostatnio o krytyce słyszę coraz częściej, jednak zazwyczaj w kontekście negatywnym. Unikamy krytyki jak ognia i często nasze działania kierowane są lękiem przed krytyką: co powiedzą, jak ocenią, zaakcentują, wyśmieją, wpiszę się w schemat? Bo jesli sie nie spodba, jesli jednak skrytykują to automatycznie nasze poczucie wlasnej wartosci gwaltwonie spadnie i czujemy sie bezwartowsciowi, nie potrzebni, czy nawet nic nie warci. A gdyby tak potrakrować krytykę jako sztukę? lekcję, która może pomóc nam być lepszymi? Oczyścicie jeśli pada ona z us osoby, która jest dla nas autorytetem w danej dziedzinie.
Pierwszym krokiem do wyciągnięcia pozytywnej informacji zwrotnej z krytyki, jest przyznanie się do błędu. "Tak, rzeczywiście mogłam to zrobić lepiej", "tak, nie do końca zadbałam o szczegóły", itp. Nikt nie jest idealny...
Gdy juz potrafimy rozpoznać nasz błąd warto przyjrzeć się dokładnie temu, co można by poprawić: poświecić więcej czasu na przygotowanie, zdobyć więcej materiałów, czy może zrobić próbną prezentację w gronie przyjaciol. Jesli potrafimy rozponzac blad to teZ wiemy jak wygladalby stan idealny i z pewnosciA znamy metody by go osiagnac.

Jednak gdy krytyka pada z ust osoby, dla nas ważnej, ale może nie do końca widzianej przez nas jako autorytet? W takiej sytuacji zastanowiłabym się najpierw: dlaczego mnie to boli? Jeśli się z tym nie zgadzam to dlaczego pozwalam na to by taki niefortunny komentarz popsuł mi humor? Często możemy zaobserwować takie sytuacje w miejscu pracy, gdzie to złośliwy kolega wytyka nam małe poślizgnięcia. Dlaczego wiec przejmuję się komentarzami osoby, z ktorej zdaniem się nie liczę? Warto się nad tym zastanowić i może wtedy zrozumiemy, że tak naprawdę to nie chodzi o krytykę, tylko o to jak my czujemy się sami ze sobą.