być lepszym chociaż przez chwilę

Czy okres świąteczny sprawia, że jesteśmy lepsi?
Jak bardzo zmienia się nasze podejście do tego okresu? Czy robimy noworoczne postanowienia? Wysyłamy kartki z życzeniami? Tęsknimy bardziej?Za przeszłością, dzieciństwem, tym co odeszło?

co myślisz, co czujesz, co robisz?


Wyobraź sobie taką sytuację:

Antoni, po długim dniu pracy, wraca do domu. Na obwodnicy natrafia na korek. Obydwa pasty są totalnie zakorkowane, wygląda na to, że kolejną godzinę spędzi w korku. Rozglądając się, Antoni nagle spostrzega w lusterku, najnowszy model terenowego samochodu, przepychający się środkiem, zmuszając pozostałe samochody do usuwania się mu z drogi. Lekko siwy mężczyzna, około pięćdziesiątki, w grubych okularach, jest coraz bliżej Antoniego i wygląda na to, że nie uda mu się uniknąć zarysowania, dopiero co odmalowanego seata Antoniego. Zdenerwowany Antoni odbija lekko w lewo, unikając w ten sposób zadraśnięcia i w tym samym momencie widzi, że mężczyzna w okularach robi jakiś dziwny manewr i wygląda jakby miał się zderzyć z Antonim.....

Gdybyś był/a na miejscu Antoniego:
co myślisz?
co czujesz?
co robisz w ten sytuacji?

Myślisz: co ten kretyn wyprawia! i zaczynasz wysyłać go w najdalsze miejsce na świecie, przeklinając przy tym siarczyście?Trąbisz? Ten facet to na prawdę ma tupet, myśli, że taki z niego spryciarz, ma najnowszy model samochodu to już mu wszystko wolna.....
Czy może zastanawiasz się, co takiego mogło się stać, gdzie on się tak śpieszy? Wypadek? Na pewno jakiś wypadek...


W końcu Antoniemu udaje się dotrzeć do domu. Dziwi się bardzo, że ani żona, ani syn nie czekają na niego. I wtedy widzi, że ma wiadomość od żony:
kochanie nasz syn miał poważny wypadek, ale na szczęście wybitny specjalista do spraw chirurgii dziecięcej przyjechał specjalnie by go operować i rokowania są bardzo pozytywne.

Antoni niezwłocznie wybiera się do szpitala, gdzie spotyka się z żoną. Po chwili na korytarzu pojawia się ten sam, wcześniej pędzący samochodem, siwiejący mężczyzna w okularach. Żona podchodzi do niego i przedstawia go Antoniemu: kochanie to jest właśnie Pan doktor, który operował naszego syna......

I co myślisz teraz???????
Jak bardzo zmieniają się nasze oceny, gdy wiemy, jaka motywacja stoi za konkretnym działaniem. Myślimy, że "on taki po prostu jest", a nie że to sytuacja sprawiła, że tak się zachował. Zwykliśmy oceniać innych przypisując winę ich cechom charakteru, a nie okolicznościom (w psychologii to zjawisko nazywa się podstawowym błędem atrybucji).

nikt nie przyjdzie...


Ile razy myślisz: niech ten dzień już się skończy, niech już to wszystko minie... jak może przydarzać mi się tak wiele złych rzeczy...

ile razy widzimy takie obrazy... słyszymy takie slowa: gdym tylko....gdym tylko się zakochał... gdym tylko mógł...gdym tylko miał...

Nathaniel Branden ucząc swoich pacjentów poczucia wartości, podkreśla rolę odpowiedzialności jaką musimy wziąć za swoje życie, jeśli chcemy być niego bohaterami. jest to podobna idea do tej, którą przestawia S.Covey, pisząc o ludziach pro-aktywnych.

Branden zaleca swoim pacjentom spisywanie rożnych fraz, rożnych przekonań, które pomaga im zrozumieć idee bycia odpowiedzialnym za własne życie i jednak z nich jest właśnie ta z tytułu: nikt nie przyjdzie. Oznacza to, że nikt nie przyjdzie, by odmienić moje życie, nikt nie przyjdzie i nie przyniesie szczęścia, nie rozwiąże wszystkich moich zmartwień. nie istnieje żaden książę, którego nauczyliśmy się wyczekiwać.
Współczesna hiszpańska wersja o kopciuszku (autorstwa Nurii Lopez Salamero) opowiada o tym, jak to kopciuszek wychodząc za księcia zaczyna mu usługiwać. Musi przygotowywać mu pieczenie (mimo ze sama jest wegetarianka), być piękna i nosić buty na obcasie (mimo ze uważa, że są bardzo niewygodne), a z czasem jest coraz bardziej smutna i zmęczona. Gdy dzieli się tym z przyjaciółkami te żalą się, że same mają gorzej, tylko jeden ¨wolny duch" przypomina kopciuszkowi, że przecież jest wegetarianką i uwielbia chodzić boso, przez co przy księciu nie jest sobą i nie jest szczęśliwa. Jak to przecież- książę miał być jej wybawca?

Z czasem jednak przegląda się w lustrze i wie, że to nie książę, ani żaden inny człowiek jest jej wybawca, tylko ona sama może się "wybawić".I tak zaczęła wprowadzać zmiany... odeszła od księcia i założyła własną restaurację wraz z innymi bohaterami bajek, którzy podobnie jak ona uświadomili sobie, że tylko od nich zależy ich szczęście.

Tutaj oryginalna wersja kopciuszka dla dorosłych w języku hiszpańskim.



Kim jestem?


Luis Rojas Marcos, hiszpański psychiatra uważa, ze mamy problemy z określaniem własnej tożsamości. Podczas terapii zawsze prosi swoich pacjentów by opowiedzieli o sobie. Zazwyczaj nie wiedza jak zacząć, nie są przyzwyczajeni by mówić o sobie. Co powiedzieć, by nie wypaść źle?
Od czego zaczynamy? Narodowość, wiek, wykształcenie? Czy od naznaczonych nam ról- kochającą matka, wierna przyjaciółką, czy uczciwy pracownik, wymagającą żoną?
Dlaczego tak trudno jest nam określić kim jesteśmy?
Najczęściej pyta się nas o dane, które można łatwo zweryfikować, porównać: wiek, płeć, wykształcenie, pochodzenie, etc. i może dlatego nauczyliśmy właśnie w ten sposób się określać. Bo kogo interesuje, jakie marzenia i sny ma nasz sąsiad, po co nam wiedzieć, ze najbardziej na świecie ceni sobie wolność, a nie miłość romantyczna...
Może warto zastanowić się na tymi sztucznie nadawanymi nam etykietami, zajrzeć w siebie i pomyśleć kim tak naprawdę jestem? Jak bym odpowiedział/a na takie pytanie.
Nauczyciel, lekarz, sprzedawca, a może po prostu dobry człowiek, dla którego najważniejsze jest szczęście... chociaż czasem o tym zapomina...
a na koniec wiersz Wisławy Szymborskiej:

Pisanie życiorysu

Co trzeba?
Trzeba napisać podanie,
a do podania dołączyć życiorys.

Bez względu na długość życia
życiorys powinien być krótki.

Obowiązuje zwięzłość i selekcja faktów.
Zamiana krajobrazów na adresy
i chwiejnych wspomnień w nieruchome daty.

Z wszystkich miłości starczy ślubna,
a z dzieci tylko urodzone.

Ważniejsze, kto cię zna, niż kogo znasz.
Podróże tylko jeśli zagraniczne.
Przynależność do czego, ale nie dlaczego.
Odznaczenia bez za co.

Pisz tak, jakbyś z sobą nigdy nie rozmawiał
i omijał z daleka.

Pomiń milczeniem psy, koty i ptaki,
pamiątkowe rupiecie, przyjaciół i sny.

Raczej cena niż wartość
i tytuł niż treść.
Raczej już numer butów, niż dokąd on idzie,
ten za kogo uchodzisz.

Do tego fotografia z odsłoniętym uchem.
Liczy się jego kształt, nie to, co słychać.
Co słychać?
Łomot maszyn, które mielą papier.


ale z ciebie egoista!


Obserwując sposób w jaki się wyrażamy, dochodzę do wniosku, że większość ludzi nie jest świadoma języka jakiego używa, a zwłaszcza tego, że większość nie mówi w pierwszej osobie. Gdy ktoś opowiada mi o jakichś trudnościach zazwyczaj mówi "że jak ktoś próbuje.... albo jak ty coś robisz", zamiast przedstawić swój konkretny przykład i powiedzieć: "zazwyczaj, gdy próbujĘ .... gdy robiĘ... ". Trudno jest mówić w pierwszej osobie, bo gdy tak robię to staję się odpowiedzialna, ja sama, za swoje czyny. Nie mogę podczepić się pod "wszystkich". Nie odczuwam tej "ulgi", że przecież wszyscy tak robią.
Poza tym w naszej kulturze osobę, która wciąż powtarza "ja, ja ja" zwykle nazywa się egoistą, a to przecież nie jest chrześcijańska wartość. Nauczono nas, że innym trzeba pomagać, dzielić się, nie myśleć o sobie, nie być egoistą. Tak więc małe "Małgosia, Basia, czy Dominika" nauczone takich wartości zapominają o sobie, poświęcają swoje życie służąc innym i już nie wiedzą kim są, bo prawie ich nie ma, są tylko inni. I przyjść może taki moment, że spojrzą w lustro i nie rozpoznają samych siebie. Gdy znikają inni, znikają one same... a później zaczynają się choroby... takie wołanie o pomoc...pragnienie miłości...
Coraz częściej widzę, że nie uczy się nas jak traktować samych siebie. A przecież powinniśmy być najważniejszymi osobami w naszym życiu. Zdrowy egoizm jest cudowny, gdyż dodaje skrzydeł i sprawia, że nie boimy się żyć! Gdy wierzę w siebie, szanuję kim jestem, doceniam siebie, podejmuję się nowych zadań bez lęku przed oceną innych. Nie potrzebuję, by inni chwalili mnie na każdym kroku, jestem samowystarczalna. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że najlepiej jest zapomnieć o wszystkich innych i tylko skupić się na sobie. Każde ekstremum jest szkodliwe, ważne jest by znaleźć ten złoty środek i nauczyć się kochać siebie by móc kochać innych i by inni mogli nas kochać i doceniać. I nie bać się mówienia w pierwszej osobie, bo przecież egoizm może być zdrowy.

ps. W eneagramie osoby cierpiące na brak poczucia własnej wartości i zależne od innych to typ nr. 2, czyli dawca. Helen Parmer o dawcy:

"Dwójki zbliżają się do innych ludzi jakby w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie „Czy mnie polubią?" Mają wyraźną potrzebę miłości i aprobaty. Chcą być kochane i chronione, zajmować ważne miejsce w życiu innych ludzi. Jako dzieci Dwójki zdobywały miłość i bezpieczeństwo zaspokajając potrzeby innych ludzi. Jedną z konsekwencji tego ciągłego poszukiwania aprobaty jest niezwykle czuły wewnętrzny radar wykrywający cudze nastroje i preferencje.

Dawcy twierdzą, że dostosowują swoje uczucia do potrzeb innych ludzi i że dostosowując się w ten sposób zapewniają sobie popularność. Twierdzą także, że jeżeli nie uzyskują potrzebnej aprobaty nawyk dostosowywania się może się przekształcić w natręctwo. Mogą wtedy rugować własne potrzeby i przypochlebiać się innym, by kupić sobie miłość. (...)

Dawcy tłumią własne potrzeby, by podobać się innym. Przez to stają się niezbędni dla partnera lub osób mających władzę, dzięki czemu mogą doprowadzić do zaspokojenia swych stłumionych potrzeb. Bratanie się z władzą gwarantuje osobiste przetrwanie, przy zachowaniu roli osoby dającej. Dwójki zaspokajają własne potrzeby zdobywając miłość tych osób, które potrafią je wywołać. Skuteczna kontrola związku nie wypływa ani z użycia siły, ani z jawnego podporządkowywania partnera. Kontrolę uzyskuje się przez pomaganie. Jeżeli Dwójka nie osiągnie w ten sposób pożądanego skutku, będzie bardzo narzekać, ponieważ dawanie nie zrównoważyło się z otrzymywaniem. Poprzez narzekanie można także wywrzeć nacisk na partnera, każąc mu docenić, ile Dwójce zawdzięcza.

Dwójki przekonane są, że inni się do nich zwracają, ponieważ posiadają one szczególny dar rozumienia; że rodzina i znajomi nie mogą się bez nich obejść. Jeżeli wysiłek nie zostaje doceniony lub aprobata nie nadchodzi. Dwójka czuje się jak pęknięty balon, tak jakby cała jej wartość zależała od tego, jak wypada w oczach innych. Wyrażające aprobatę klepnięcie po ramieniu podnosi jej poczucie własnej ważności: „Nie daliby sobie rady beze mnie". Spojrzenie wyrażające dezaprobatę u kogoś ważnego prowadzi do bolesnego poczucia utraty własnej wartości: „Muszę zmusić tę osobę, by mnie znów polubiła".

Dwójka jest typem „żydowskiej matki". Jeżeli nie uda się jej zyskać szczególnych względów za okazywaną pomoc i doradzanie, zacznie manipulować, by wkraść się w łaski. Będzie knuć za kulisami, stanie się szarą eminencją."

szybkie rozwiązania?


Mój klient ostatnio zastanawiał się nad swoją motywacją: gdy się widzimy jest pełen entuzjazmu, ma dużo pomysłów (możliwych do zrealizowania), posiada kompetencje i co najważniejsze: jego cel jest dla niego na tyle ważny, by go osiągnąć ( na poziomie deklaratywnym), a jednak... gdy spotykamy się następnym razem okazuje się, że nie spełnił go do końca.
W psychologii istnieje termin "odroczenie gratyfikacji', czyli odkładanie w czasie nagrody (nie musi koniecznie być to coś namacalnego, gdyż może to być np. satysfakcja z ukończenia jakiegoś projektu, która nie przekłada się na dobra materialne). Do jednym z najbardziej znanych badań w tej tematyce jest badanie przeprowadzone na dzieciach:

"Walter Mischel proponował 4-letnim przedszkolakom jedno ciasteczko teraz albo, jeśli zgodzą się poczekać, dwa ciasteczka później. Większość dzieci wolała jedno ciasteczko natychmiast. Kiedy te same dzieci osiągnęły 18 wiek życia psycholog przeprowadził z nimi wywiady. Okazało się, że dzieci, które parę lat wcześniej potrafiły odroczyć gratyfikację, rozwinęły dużo bardziej zaawansowane kompetencje emocjonalne i społeczne w porównaniu do dzieci nie opóźniających gratyfikacji. Lepiej też dawały sobie radę z przeciwnościami losu i stresem, były bardziej pewne siebie, pracowite i samodzielne. Miały również lepsze wyniki w ustnych i matematycznych testach SAT (Standard Achievment Test, zestaw testów stosowanych w celu oceny wiedzy akademickiej u studentów szkół podstawowych i średnich w Stanach Zjednoczonych). Zaobserwowana różnica była tu taka jak przeciętna różnica umiejętności między dziećmi żyjącymi w dobrych i złych warunkach ekonomicznych. Zdolność odraczania gratyfikacji w wieku 4 lat lepiej prognozuje wyniki w SAT oraz przestępczość, niż iloraz inteligencji" ( Tu i Teraz, Magazyn Psychologiczny).

Ludzie dorośli jednak nie różnią się od podanych w przykładzie dzieci. Ciężko jest nam wyobrazić sobie dalekosięgające w czasie zyski np. z regularnego biegania. Zwłaszcza, że wpierw wiąże się to z wysiłkiem i raczej nieprzyjemnym stanem fizycznym i emocjonalnym. Wolimy natychmiastowe rozwiązania, szybką przyjemność, tu i teraz, a nie za miesiąc, czy lat kilka...
Mój klient przyznał, że jest niecierpliwy. Ponadto ciężko jest mu czekać na coś, co nie ma gwarancji sukcesu. No ale jak pokazują badania warto jednak spróbować...

szukanie przyczyn

Uwielbiamy pytać :dlaczego? Już od dziecka nieustannie powtarzamy to pytanie i chcemy znać odpowiedzi na wszystkie pytania: dlaczego niebo jest niebieskie? dlaczego trawa jest zielona? dlaczego pory roku się zmieniają? i dlaczego moje oczy są niebieskie?
W życiu dorosłym wcale nasze tendencje do ciągłego poszukiwania odpowiedzi na nasze "dlaczego" z dzieciństwa wcale nie maleją. Wręcz odwrotnie, coraz więcej mamy nowych "dlaczego", jednak często pozostają one bez wytłumaczenia, bądź raczej bez chęci ich zrozumienia, bo to dwie różne rzeczy. Starzejemy się, dojrzemwamy, zmieniamy, a jednak wciąż naszą pierwszą rekacją na zmianę jest jedno wielkie DLACZEGO? Dlaczego nie dostałem/łam tej pracy? Dlaczego nie udało mi się zdać tego egzaminu? Dlaczego on/ona odszedł/odeszła? DLACZEGO? No i dlaczego chcemy zrozumieć to DLACZEGO? Co tak naprawdę to zmieni? Przecież przeszłości już nie zmienimy...
"Rozpoznanie przyczyn, nieważne- prawidłowe czy błędne, niczego nie zmienia." (Martn Siems, "Ciało zna odpowiedź")
Jeśli poznamy przyczynę to nasz ból nie zniknie niczym za dotknięciem czarodziejską różdżką, nie staniemy się innymi osobami, nie zniknie nasza krzywda, jeśli była wyrządzona. Może pogłębimy naszą naukę, ale takową i tak możemy wyciągnąć z każdego doświadczenia, jeśli tylko chcemy. Jednak pozostając w ciągłym poszukiwaniu przyczyny odcinamy się od naszych uczuć i zamiast skupić się na tym, co właśnie przeżywamy, zrozumieć i nazwać nasze emocje i potrzeby, które zostały zaburzone, ślepo dążymy do zrozumienia. Jednak rozum nie zastąpi emocji, nie pomoże złamanemu sercu. Wszystko przychodzi w swoim czasie, dlatego niech najpierw "przemówi" serce, a później może już rozum będzie spokojniejszy i nie będzie potrzebował odpowiedzi na swoje wieczne "dlaczego".

open your eyes (if you can)


Przeczytałam ostatnio pracę magisterką osoby niewidomej, piszącej o problemach ludzi niepełnosprawnych w Hiszpanii. Autorka pracy zwraca uwagę na to, że to ludzie "normalni" nadawali nazwy ludziom " nie w pełni sprawnym". Zazwyczaj już sama nazwa mówi, czego "brakuje" danej osobie niepełnosprawnej. Najbardziej uderzyło mnie to, że zanim niepełnosprawni zostali niepełnosprawnymi nazywani byli "bezużytecznymi" (inútiles).
Teraz sami zainteresowani zwrócili się z prośbą o zmianę tych wszystkich, niby delikatnych epitetów na określenie "diversidad funcional", co można przetłumaczyć jako różnorodność funkcjonalną. Zwrócili oni uwagę na to, że mogą oni funkcjonować w społeczeństwie i zresztą to robią, tylko że ich funkcjonowanie jest różne od tego przeciętnego, "normalnego". Wystarczy im trudności z jakimi muszą się zmagać każdego dnia, nie chcą cierpieć z powodu wykluczania ich ze społeczeństwa już poprzez samo nazewnictwo.
Często jesteśmy tak mało wrażliwi na problemy, tych którzy żyją obok, ale tak daleko od nas. Nie możemy przecież zrozumieć jak to jest żyć, nie mogąc zobaczyć koloru nieba, uśmiechu na twarzach naszych bliskich. Przechodzimy obok, obojętni, narzekając kolejny raz na cały świat, zapominajać docenić szczęście jakie mamy, jeśli możemy bez pomocy nikogo wyjść do sklepu i kupić nabardziej potrzebne produkty, przygotować obiad.
Rozwijamy wrażliwość i uczmy się doceniać tu i teraz. Cieszmy się tym, co mamy zamiast czekać na tragedię, która uświadomi nam jak cenne i kruche jest życie.
wdzięczność....

praca


"Jobs are more than just paychecks. They are social arenas, spiritual workshops, developmental playgrounds, group therapy, and one of the best tools for learning about ourselves." Stephanie Goddard Davidson, "101 ways to love your job".

Praca to jedna z najważniejszych dziedzin w naszym życiu, to nie tylko źródło dochodu, ale jak pisze cytowana wyżej autorka, to źródło nauki o nas samych i o innych. Jednakże większość osób nie lubi swojej pracy i nie przestaje na nią narzekać. I myślę, że nie jest to wynik wspominanej już wcześniej, polskiej kultury narzekania, tylko po prostu zwykłego niezadowolenia. Wybieramy znane "zło", bo potrzebujemy stabilizacji, dochodu, mając rodzinę na utrzymaniu mówimy, że nie możemy pozwolić sobie na "ekstrawagancję", nie wiadomo jakie "widzimisię" i spełnianie własnych marzeń. W filmie "Up in the air" George Cloney pyta, jednego z właśnie zwolnionych pracowników, ile mu zapłacono, za zrezygnowanie z marzeń. I często tak właśnie się dzieje: wybieramy pewne pieniądze= nudną pracę, niż pracę na własną rękę, rozkręcanie biznesu, czy może mało płatną pracę w organizacji charytatywnej.
Tak czy inaczej jakakolwiek jest nasza sytuacja zawsze możemy ją zmienić. Jak?
Jeśli nie decydujemy się na zmianę pracy, tylko chcielibyśmy poprawić naszą aktualną sytuację możemy spróbować od przypomnienia sobie, dlaczego w ogóle tą pracę przyjęliśmy. Co sprawiło, że wybraliśmy tą, a nie inną ofertę. Co nam się podobało w tej pracy, co w niej lubiliśmy na początku, co ważnego nam oferowała, co dla nas oznaczało przyjęcie, tego stanowiska. W naturze ludzkiej jest szybkie przyzwyczajanie się no nowej sytuacji, zwłaszcza gdy jest to pozytywne doświadczenie. Dlatego warto powrócić do początku, spojrzeć tymi samymi oczami, co wtedy i zrozumieć tą decyzję ,ten wybór.
Do dalszej pracy zapraszam na moich autorskich warsztatach: "twoja praca w zgodzie z tobą" .

wpływ


Mamy tendencję nie tylko do przesadnego marudzenia ( nie tylko jako naród- o czym szeroko pisze mój ulubiony psycholog Bogdan Wojciszke, omawiając "polską kulturę narzekania"), ale i do przesadnego zamartwiania się. Martwimy się wszystkim: dziurą w swetrze, dziurą ozonową i tą budżetową też. Poza tym to martwi nas zdrowie, dzieci, praca, rodzina, sąsiedzi, przyszłość i przeszłość, mimo że dawno minęła i nie wróci, też. I co z tego mamy? Ponoć, znów powołując się na Wojciszkę, narzekanie wcale nie pomaga, nie pełni funkcji katharsis, także wbrew temu, co mogłoby się wydawać logiczne narzekanie nie przynosi nam ulgi. Zamartwianie natomiast może przysłużyć się do podjęcia działania. Stephen Covey namawia do bycia proaktywnym i działania w naszym "kręgu wpływu" zamiast w "kręgu zmartwień".
Krąg wpływu- to wszystko to nad czym mamy bezpośrednią kontrolę, co leży w zasięgu naszego działania i co możemy zmienić. Np. nastrój czy nasze nawyki.
Krąg zmartwień- czyli wszystko to, co jest poza naszą kontrolą, co nie zależy od nas i czego nie możemy bezpośrednio zmienić. Jednak mimo bezpośredniego wpływu na daną sytuację, zmartwienie, mamy wpływ na naszą reakcję i naszą postawę wobec zaistniałej sytuacji.

Tak więc warto zastanowić się na co wykorzystujemy naszą energię. Co możemy w danej sytuacji zmienić, a co nie jest zależne od nas. Może nam w tym pomóc prosty rysunek obydwu kręgów. Możemy zacząć od wypisania listy rzeczy, które nas martwią, a później przyporządkować je do każdego kręgu. Może dzięki temu zyskamy czas i energię, żeby zająć się rzeczami naprawdę dla nas ważnymi i zależnymi tylko od nas.

Rozstania


Czasem, zwłaszcza gdy robimy porządki, przerzucamy nasze "skarby" z jednego konta w drugi, nawet nie myśląc dłużej, nad tym, czy rzeczywiście jeszcze kiedyś będziemy czerpać jakąkolwiek korzyść, z danego przedmiotu. Dlaczego tak trudno nam się rozstać z ukochanym misiem, czy zużytą już dziecięcą kurteczką?
Zazwyczaj w takiej sytuacji po prostu nie potrafimy rozstać się z nami samymi z tamtych czasów. Tęsknimy, by znów być dzieckiem, by znów czuć się tak jak wtedy, zanim zdarzyło się to i tamto. Przywiązujemy się do przedmiotów, tak myślimy, a tak naprawdę tkwi w nich cząstka nas. Pamiętamy uczucia, myśli, zapachy, to co nas otaczało i jak się dzięki temu czuliśmy i myślimy, że to wszystko za sprawą właśnie "tego" przedmiotu.
Gdy rozstajemy się z naszymi bliskimi nie myślimy nawet, że może trudność z jaką nam przychodzi pozwolić komuś odejść, wynika z naszych przyzwyczajeń. Nie chcemy zaakceptować, że tęsknimy za tym, jak czuliśmy się przy tej osobie, jacy byliśmy MY SAMI, przecież to byłby czysty egoizm, a tego w naszej kulturze się nas nie uczy, wręcz odwrotnie. Oczywiście jesteśmy "stadni", ale warto też wiedzieć, gdzie zaczyna się Ja, a gdzie kończy się MY. Jaki/a jestem, gdy jestem sam/a, a gdy jestem z nim/nią?

szczęscie


Na pytanie, czego pragniesz w życiu? - większość ludzi odpowieda: być szczęśliwym. Pomijając fakt, że taka odpowiedź tak naprawdę nic nie mówi (szczęście może oznaczać wiele rzeczy, dla każdego co innego), co tak naprawdę możemy zrobić aby być szczęśliwymi?
Istnieje wiele książek z rodzaju "samopomocy", które zachęcają nas do poszukiwania naszej drogi do szczęścia, doradzają i mówią, że wszystko zależy od nas. Wszystko pięknie, ale mnie również ciekawi, czy istnieją dane, badania, które mogłyby nas przekonać, że to, do czego przekonuj nas ta literatura nie zostało wyssane z palca, tylko jest poparte faktami. Więc co mówią o szczęściu badania ?
Według badań przeprowadzonych przez Sonję Lyubomirsky, 40% naszego szczęścia zależy od nas. (Innych czynników nie możemy zmienić: genów i osobowości).
Inny ekspert w temacie, Martin E.P. Seligman (Positive Psychology) nie chcąc nas oszukać, otwarcie mówi o tym, co można i czego nie można zmienić :

Co można zmienić:

* panikę można zmniejszyć lub oduczyć się jej, ale nie można jej wyleczyć za pomocą leków
* zaburzenia seksualne: impotencja, przedwczesny wytrysk, są łatwe do oduczenia
* nasze nastroje, które mogą negatywnie odbijać się na naszym zdrowiu fizycznym, są łatwo kontrolowalne
* depresję można wyleczyć za pomocą prostych, świadomych zmian w sposobie myślenia lub dzięki lekom, ale nie można jej wyleczyć poprzez głęboką analizę dzieciństwa
* optymizm jest umiejętnością nabytą (wyuczalną). Raz nauczony sprzyja osiąganiu sukcesów zawodowych i poprawie zdrowia fizycznego

Czego nie można zmienić:

* dieta w perspektywie długoterminowej, prawie nigdy nie działa
* dzieci nie stają się androgeniczne bez żadnego wysiłku
* aktualnie nie jest znane naturalne leczenia alkoholizmu
* homoseksualizm nie zmienia się na heteroseksualizm
* przezwanie kolejny raz urazów z dzieciństwa nie wpływa na rozwiązanie problemów osobowościowych osoby dorosłej

I co dalej? Jak widać MAMY jakiś wpływ na nasze szczęście, więc warto nad nim pracować, najlepiej zostając optymistą. A jak to zrobić? O tym następnym razem:)

emocje-co jest w środku...



Jak bardzo emocje wpływają na nasze decyzje?
"Na podstawie swoich obserwacji Bechara i Damasio wywnioskowali, że życie uczuciowe i emocje niekoniecznie stoją w opozycji do racjonalnego podejmowania decyzji. Stwierdzili wręcz, że emocje nie tylko silnie wpływają na treść podejmowanych decyzji, ale że tak naprawdę nie da się dokonywać bez nich niektórych wyborów. Swoje przemyślenia naukowcy zamknęli w tzw. teorii markerów somatycznych. Zgodnie z nią, w chwili, gdy musimy szybko podjąć dość skomplikowaną decyzję, do procesu zachodzącego w mózgu włączają się właśnie markery somatyczne – wyuczony wcześniej swoisty rodzaj uczuć wtórnych powodujący określoną reakcję fizjologiczną związaną z przewidywaniem skutków ewentualnej decyzji."
Oznacza to, że nie możemy się uwolnić od wpływu emocji na wszystkie aspekty naszego życia i że zimne i wykalkulowane decyzje mogą podejmować tylko osoby z uszkodzeniami w mózgu. Próba "wyłączenia" emocji, jak większość z nas wie, wcale nie przynosi skutków. Wiedzą to zwłaszcza ci, którzy cierpieli z powodu "złamanego" serca.
Dlatego warto obserwować emocje, które pojawiają się w sytuacjach konfliktowych i na odwrót- zatrzymać się na chwilę i zapytać samego siebie- co takiego wywołuje we mnie właśnie taką reakcję, dlaczego pojawia się we mnie złość, gniew, czy radość właśnie w tej sytuacji.
Taka auto-obserwacja może nam ułatwić zrozumienie źródła konfliktu, który może nie mieć nic wspólnego z tym, co uznajemy za jego przyczynę, gdyż często jest nam łatwiej "przenieść" emocje, niż znaleźć ich źródło. Np. może tak naprawdę mój szef nie jest najgorszą osobą na świecie, która doprowadza mnie do białej gorączki, tylko tak na prawdę czuję zazdrość o to, że osoba z podobnymi kompetencjami, co ja (czyli mój szef) doszedł na stanowisko szefa, a ja wciąż podaje mu kawę, a przecież powinno być odwrotnie:) Może to trochę przerysowany przykład, jednak dość często w sytuacji, gdy ktoś nas drażni tak na prawdę to, co za tym stoi to zazdrość. Zazdrość o to, kim ta osoba jest, jak ją widzimy, jak widzimy siebie. W takiej sytuacji inni służą nam za lustro, pokazując to, czego nam brakuje, o czym marzymy, do czego dążymy.... albo to, czego sami w sobie nie akceptujemy.... Także następnym razem zwolnij na chwilę i zapytaj siebie, o co tak naprawdę chodzi, co tak naprawdę wywołuje w tobie tą emocję...