ale z ciebie egoista!


Obserwując sposób w jaki się wyrażamy, dochodzę do wniosku, że większość ludzi nie jest świadoma języka jakiego używa, a zwłaszcza tego, że większość nie mówi w pierwszej osobie. Gdy ktoś opowiada mi o jakichś trudnościach zazwyczaj mówi "że jak ktoś próbuje.... albo jak ty coś robisz", zamiast przedstawić swój konkretny przykład i powiedzieć: "zazwyczaj, gdy próbujĘ .... gdy robiĘ... ". Trudno jest mówić w pierwszej osobie, bo gdy tak robię to staję się odpowiedzialna, ja sama, za swoje czyny. Nie mogę podczepić się pod "wszystkich". Nie odczuwam tej "ulgi", że przecież wszyscy tak robią.
Poza tym w naszej kulturze osobę, która wciąż powtarza "ja, ja ja" zwykle nazywa się egoistą, a to przecież nie jest chrześcijańska wartość. Nauczono nas, że innym trzeba pomagać, dzielić się, nie myśleć o sobie, nie być egoistą. Tak więc małe "Małgosia, Basia, czy Dominika" nauczone takich wartości zapominają o sobie, poświęcają swoje życie służąc innym i już nie wiedzą kim są, bo prawie ich nie ma, są tylko inni. I przyjść może taki moment, że spojrzą w lustro i nie rozpoznają samych siebie. Gdy znikają inni, znikają one same... a później zaczynają się choroby... takie wołanie o pomoc...pragnienie miłości...
Coraz częściej widzę, że nie uczy się nas jak traktować samych siebie. A przecież powinniśmy być najważniejszymi osobami w naszym życiu. Zdrowy egoizm jest cudowny, gdyż dodaje skrzydeł i sprawia, że nie boimy się żyć! Gdy wierzę w siebie, szanuję kim jestem, doceniam siebie, podejmuję się nowych zadań bez lęku przed oceną innych. Nie potrzebuję, by inni chwalili mnie na każdym kroku, jestem samowystarczalna. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że najlepiej jest zapomnieć o wszystkich innych i tylko skupić się na sobie. Każde ekstremum jest szkodliwe, ważne jest by znaleźć ten złoty środek i nauczyć się kochać siebie by móc kochać innych i by inni mogli nas kochać i doceniać. I nie bać się mówienia w pierwszej osobie, bo przecież egoizm może być zdrowy.

ps. W eneagramie osoby cierpiące na brak poczucia własnej wartości i zależne od innych to typ nr. 2, czyli dawca. Helen Parmer o dawcy:

"Dwójki zbliżają się do innych ludzi jakby w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie „Czy mnie polubią?" Mają wyraźną potrzebę miłości i aprobaty. Chcą być kochane i chronione, zajmować ważne miejsce w życiu innych ludzi. Jako dzieci Dwójki zdobywały miłość i bezpieczeństwo zaspokajając potrzeby innych ludzi. Jedną z konsekwencji tego ciągłego poszukiwania aprobaty jest niezwykle czuły wewnętrzny radar wykrywający cudze nastroje i preferencje.

Dawcy twierdzą, że dostosowują swoje uczucia do potrzeb innych ludzi i że dostosowując się w ten sposób zapewniają sobie popularność. Twierdzą także, że jeżeli nie uzyskują potrzebnej aprobaty nawyk dostosowywania się może się przekształcić w natręctwo. Mogą wtedy rugować własne potrzeby i przypochlebiać się innym, by kupić sobie miłość. (...)

Dawcy tłumią własne potrzeby, by podobać się innym. Przez to stają się niezbędni dla partnera lub osób mających władzę, dzięki czemu mogą doprowadzić do zaspokojenia swych stłumionych potrzeb. Bratanie się z władzą gwarantuje osobiste przetrwanie, przy zachowaniu roli osoby dającej. Dwójki zaspokajają własne potrzeby zdobywając miłość tych osób, które potrafią je wywołać. Skuteczna kontrola związku nie wypływa ani z użycia siły, ani z jawnego podporządkowywania partnera. Kontrolę uzyskuje się przez pomaganie. Jeżeli Dwójka nie osiągnie w ten sposób pożądanego skutku, będzie bardzo narzekać, ponieważ dawanie nie zrównoważyło się z otrzymywaniem. Poprzez narzekanie można także wywrzeć nacisk na partnera, każąc mu docenić, ile Dwójce zawdzięcza.

Dwójki przekonane są, że inni się do nich zwracają, ponieważ posiadają one szczególny dar rozumienia; że rodzina i znajomi nie mogą się bez nich obejść. Jeżeli wysiłek nie zostaje doceniony lub aprobata nie nadchodzi. Dwójka czuje się jak pęknięty balon, tak jakby cała jej wartość zależała od tego, jak wypada w oczach innych. Wyrażające aprobatę klepnięcie po ramieniu podnosi jej poczucie własnej ważności: „Nie daliby sobie rady beze mnie". Spojrzenie wyrażające dezaprobatę u kogoś ważnego prowadzi do bolesnego poczucia utraty własnej wartości: „Muszę zmusić tę osobę, by mnie znów polubiła".

Dwójka jest typem „żydowskiej matki". Jeżeli nie uda się jej zyskać szczególnych względów za okazywaną pomoc i doradzanie, zacznie manipulować, by wkraść się w łaski. Będzie knuć za kulisami, stanie się szarą eminencją."